Supra to więcej niż samochód. To emocje. To historia. To legenda, która nie wzięła się znikąd.
Zaczęło się niewinnie – od Celiki. W 1978 Toyota wypuściła na rynek model Celica Supra (A40). To była dłuższa, mocniejsza wersja popularnej Celiki. Bardziej GT niż sport. Ale wtedy jeszcze nikt nie przypuszczał, że w przyszłości te litery będą budzić taki respekt.
Kolejna generacja – A60 – zaczęła flirtować z prawdziwym sportem. A70? Już konkretnie – turbo, niezależne zawieszenie, możliwość driftu, zabawa zaczynała się na serio.
I wtedy nadeszła A80. MK4. Supra, która odmieniła wszystko.
Wygląd – agresywny, ale elegancki. Charakter – dziki, ale przewidywalny. Pod maską – 2JZ-GTE. Potwór w seryjnym opakowaniu. To była maszyna, która mogła stanąć obok Ferrari i nie spalić się ze wstydu. A przy okazji – była jeszcze praktyczna.
Co sprawiło, że Supra MK4 stała się ikoną?
Po pierwsze – 2JZ. Już o nim pisałem, więc nie będę się powtarzał, ale warto dodać, że połączenie tego silnika z 6-biegową skrzynią Getrag to była magia.
Po drugie – design. A80 do dziś wygląda świeżo. Nie potrzebuje bodykitu. Nie potrzebuje kombinowania. Jest kompletna.
Po trzecie – kultura. Supra była w grach, w filmach, na plakatach. Była w „Fast & Furious”, była w „Need for Speed”. Była wszędzie, gdzie trzeba było zaznaczyć obecność JDM.
I nie zapomnijmy o tuningu. Supra to jedna z najbardziej modyfikowalnych platform na świecie. Możesz ją robić na moc, na tor, na stance – jak chcesz. I to zawsze będzie działać.
GR Supra, która wróciła w 2019, to inna historia. Niektórzy mówią, że to już nie to samo – bo BMW, bo brak ręcznej, bo inny klimat. Ale dla mnie? To kontynuacja ducha. Inne czasy, inna filozofia, ale ten sam szacunek dla japońskiego DNA.
Supra to nie tylko samochód. To symbol. I choć zmienia się technologia, legenda żyje dalej.